środa, 5 stycznia 2011

"Nowe życie" Orhan Pamuk


Od momentu, kiedy kupiłam „Nowe życie” Orhana Pamuka minęły ponad 2 lata. Kupiłam ją tuż przed wyjazdem na wakacje do Kemer w Turcji, z zamiarem poznania tureckiej literatury na tureckiej plaży. Całe szczęście oprócz tej książki kupiłam jeszcze powieść „Nazywam się Czerwień” i „Śnieg”, całe szczęście wówczas wybrałam do czytania „Nazywam się Czerwień”, całe szczęście….

Po „Nowe życie” sięgnęłam wczoraj, po ponownej wizycie w Turcji, tym razem w Istambule i Ankarze, z nadzieją, ze porwie mnie i wciągnie, tak jak „Czerwień”, że pozwoli poznać bliżej zwyczaje, kulturę, ludzi kraju, który mnie fascynuje.

Z trudem przebrnęłam 70 stron, potem nie wytrzymałam, przekartkowałam resztę niemalże tak jak się sprawdza czy w książce nie został jakiś karteluszek albo ususzony kwiatek. Prześledziłam wzrokiem ostatnie strony. Nie rozumiem tej książki. Nic mnie tu nie porywa.

Usiadłam do Internetu i przeczytałam w jakiejś recenzji, że Orhan Pamuk pisał tę książkę w czasie, kiedy cierpiał na bezsenność. I wszystko stało się jasne. Ta książka jest jak majak senny, jak myśli udręczonego człowieka, który na siłę, choć na chwilę usiłuje zasnąć. Kto ma kłopoty ze snem niech czyta tę powieść, ja nie mam problemu ze snem.

Książka wędruje na półkę, ale ja nie poddaję się.
Następny będzie „Śnieg”….